lut 19 2010

Rozdział 0


Komentarze: 0

                             Dzieciństwo mijało ze tak powiem spokojnie i w ciepłej atmosferze.Pomimo problemów z moczeniem nocnym i zatokami było nieżle.Rzadko opuszczałem swoją wieś.Nie lubiłem przebywać nigdzie indziej,poza swoją malutką,wesołą wsią.Zresztą miałem pewne lęki nocne i koszmary,więc stanowiło to mały problem.Pewnego razu,w środku nocy potrafiłem uciec z domu i pobiec po roztopionym śniegu do sąsiadów w poszukiwaniu rodziców,którzy w tym czasie spali smacznie w łóżku.Takich lotów miałem chyba ze trzy.To przez koszmary nękające mnie prawie co noc.Wylądowałem dzięki temu w szpitalu dla dzieci z problemami psychicznymi.I od nowa koszmary.Tym razem związane z tymże szpitalem,ponieważ było tam upiornie.Taki po prostu szpital "Królestwo".Do dziś mam traumę.                   

Lubiłem swoją wieś.mieliśmy tu zakład produkcji torfowej,gdzie pracowali prawie wszyscy mieszkańcy łącznie z kobietami.Wszyscy byli szczęśliwi,ludziom wiodło się dobrze.Do lasu miałem 200 metrów,do jeziora kilometr.Stawy z rybami były wokoło.Nie sposób ich zliczyć.Taka miejscowość zapewniała nam,dzieciom nie lada atrakcji,więc na próżno było szukać lepszych wrażeń gdziekolwiek. Szczególnie miło wspominam budowy domków w lesie.Trzeba było wybrać odpowiednio ustawione 4 drzewa,ukraść sąsiadom trochę desek,papy,wyciąć kilka belek i kupić gwożdzie.Urazom i wypadkom nie było końca,ale nikt się nie skarżył.Jako dzieci byliśmy z kolegami nadruchliwi.Głowy nabite pomysłami od których naszym rodzicom włos się jeżył.Byliśmy bici,proszeni,grożono nam,przekupywano nas itp.Do najciekawszych naszych wyczynów należało:podpalenie stogów z sianem,łapanie żmij,które dla nas mogłyby być zabójcze,masowe zabijanie żab,kąpiele w najbardziej niebezpiecznym miejscu tzn.basenie przeciwpożarowym z którego nie sposób było wyjść samemu itp.

                                     Wtedy prywatnie zajmowałem się literaturą i muzyką niekoniecznie właściwą dla 6-8 latka.Do dziś rozbrzmiewa mi w uszach "Śmierć w bikini" Republiki i przed oczami mam książki Karola Maya.Tak,bardzo wcześnie czytałem.Płynnie i szybko.Miło było podczas kary za jakieś wybryki zamknąć się na jakiś czas w domu i czytać.Jakże wtedy po odbytej karze smakowała odzyskana wolność!Zwykle uniesienie tym spowodowane nakłaniało do zrobienia czegoś szalonego,żeby ludzie mieli o czym mówić,kiedy znów będę odbywał karę.

            Warto wspomnieć by tu sąsiadkę panią Jadzię.Nieżyjącą już 15 lat.Wtedy była już stara.Przeżyła męża i syna.Piła na umór.Bywało że denaturat.Ona nigdy się nie skarżyła rodzicom za to co jej robiliśmy.Sama wymierzała sprawiedliwość gumową rurką.Nawet przy rodzicach nie byliśmy bezpieczni.Ja mieszkałem obok niej,a koledzy,dwóch braci Sławek i Artur nad nią.Kobiecina chorowała na astmę więc dużo odpoczywała.Wystarczyło tylko skoczyć kilka razy na podłodze ponad nią,by usłyszeć to przerażające sapanie na schodach.Zapierało nam dech w piersiach,kiedy oczekiwaliśmy na nieuchronny wpierdol gumowym czymśtam.Nie było odwołania.Kiedy już weszła zaczynała żniwa.Potem porównywaliśmy ślady na plecach,dupie i nogach.                                                                                                      

servusgenetrix28 : :
Do tej pory nie pojawił się jeszcze żaden komentarz. Ale Ty możesz to zmienić ;)

Dodaj komentarz